Jak feniks z popiołów czy żałoba po dawnym życiu?

Siedząc nad nie swoim spóźnionym tortem naszła mnie refleksja, że oto dzisiaj mija czwarta rocznica śmierci mojego życia. Mojego wymarzonego życia. Ze zdrowymi dziećmi, pracą, szkołą, zwierzętami. Sielanka. Nic, tylko pić ten miód beczkami do zrzygania.
Dokładnie cztery lata temu, na dalekich Wyspach Zielonego Przylądka, odpoczywaliśmy po sytym śniadaniu w zaciszu hotelowego pokoju. Tylko my dwoje. Uciekliśmy na szybkie last minute po odesłaniu dzieci na wakacje u dziadków. Chmurkowa woda miała temperaturę zbliżoną do temperatury ciała, cudownie otulała i unosiła. Piasek aż parzył w stopy.
Miałam nieodebrane od teściowej. Zaciągając się leniwie papierosem, wybrałam numer. Słysząc to jedno zdanie wydukane na jednym wdechu poczułam się tak dziwnie… Jakby czołg wjechał mi w sam środek klatki piersiowej i – choć nie ruszyłam się ani o centymetr – roztrzaskał o ścianę.
„Twoja córka ma raka kości”.
Błysk w głowie, mgła przed oczami. Kpiny sobie urządza ta teściowa.
„A kto tak niby powiedział? Przecież to jest kompletna bzdura”.
Zaprzeczenie. Klasyk.
„Przyszły wyniki rezonansu. Musicie natychmiast wracać. Będą Was kierować do Warszawy. Tam leczą nowotwory kości”.
I już jakaś zimna, stalowa, koścista łapa wyciągnęła mnie z mojej idylli. Jak automat do losowania maskotek. Było mi tak dobrze, tak jasno, żółto, przytulnie, miękko, a nagle spadałam z tego szczytu moich marzeń, w dół, ciemność, szarość, bezradność, ból, zimno. Do kałuży łez.

Dzisiaj jestem zbudowana z fragmentów tego, co wtedy się rozpadło. Niektóre klocki już nie pasują do „wtedy”, za to znalazłam nowe. Idealnie się wpasowują w to „teraz”.

Dziś dostałyśmy wypis w kolejnego cyklu chemii. Wieczorem przyszedł wynik PET-u. Słabo separująca się od opłucnej zmiana o „miernie wzmożonym metabolizmie znacznika (18F-FDG)” jest ponoć dłuższa o 10mm, ale węższa o 3mm, w porównaniu do poprzedniego badania. Ta mierna aktywność metaboliczna to ponoć dobry znak.
Teraz czekamy na konsultację z torakochirurgami, czy będą tą nieoperacyjną, bezpośrednio przylegającą do żyły głównej dolnej zmianę chcieli operować; i z radiologami, czy będą chcieli zastosować radioterapię czy może jednak protonoterapia.
No i czekamy na spadki.

Druga wznowa i trzecie leczenie daje mi się we znaki, smaga biczem pokory. Czasem czuję jakiś oddech na plecach, ale nie ma za mną nikogo.

Dodaj komentarz