Żyło się dobrze. Niczego nie brakowało. I żyło się beztrosko.
W momencie, kiedy usłyszałam diagnozę świat się zatrzymał. Jak zza szklanej bańki oglądałam cały świat. Nic mnie nie dotyczyło, a jedyne dźwięki, które były dla mnie słyszalne to bełkot szpitalny i głos mojego dziecka. „Mamo, boli”.
Czy to już zawsze będzie życie w bólu? Czy życie z bólem?
Długo roztrząsałam ten temat. Do dzisiaj go wałkuję, jeśli mam być szczera. Długie szpitalne godziny przegadałyśmy z innymi mamami o tym, jakie życie było fajne, a jakie do dupy mamy je teraz. Żyłam w tej dupie- nienajgorzej mi tam było (nie, żebym chciała, ale jak już takie gówno na człowieka spada to i dupa się nada). Mogłam pomarudzić ponarzekać i podudlać – bezkarnie, wszyscy to rozumieli. Wszak każdy zakamarek zaczął wypełniać temat szpitalny, chemiczny, spadkowo- transfuzyjny, przeplatany z samopoczuciowym i gastrycznym,
Jak sobie o tym myślę, to oczami wyobraźni widzę siebie jak jadę na ośle, ciągnę przyczepkę i mijam tabliczki z nazwami miejscowości. Jestem w krainie drugiej wznowy, tuż przed „któraś chemia” i za tydzień wskakuję na oddział. Gdzie Ty jesteś?
Nie, nie jestem chora psychicznie, choć fakt- te wszystkie traumy, szoki i wstrząsy prawdopodobnie odcisnęły swoje piętno na mojej zdolności oceny świata zewnętrznego, ale uwierz mi na słowo- jestem bogatsza „od środka”.
Wracając do tego życia, co je nam zabrano- czy w zamian nie dostaliśmy czegoś deczko bardziej wartościowego?
Kiedy pędziłaś tak od roboty do roboty, od gara do patelni, z kibla do zlewu, to czy widziałaś co masz? Widziałaś święty spokój i poczucie bezpieczeństwa, którego Ci teraz brakuje? Ile rzeczy nie dostrzegałaś, ile nie doceniałaś, a ile zaniedbywałaś?
W danym momencie nie widziałam tego, co zbladło na tle emocji, których doświadczałam. Dziś, chmury zaczynają się rozstępować, a ja widzę pierwsze przebłyski powodów, dla których mnie to spotkało.
Wcale nie prawię dyrdymałów o głębi czucia, o „wybrańcach Boga” (Bóg zsyła na Ciebie tylko to, co jesteś w stanie udźwignąć), o lepszych tego świata i o tym, jak to cierpienie nie uszlachetnia. Nie nie nie. Chcę Ci pokazać, że i w najczarniejszej dupie można dostrzec odrobinę światła.
