Znasz to uczucie w trzewiach, kiedy pędzisz kolejką górską, zataczasz pętle i pokonujesz serpentyny?
Mówią, że rodzice dzieci onkologicznych są silni, dzielni, wytrwali i tym podobne dyrdymały.
My mamy po prostu zahartowane trzewia. Cały sekret siedzi tu i dotyczy gówna, mniej lub bardziej przetworzonego.
Myślę, że podczas procesu diagnostyki nowotworu, wznowy, operacji i chemii wysramy i wyrzygamy więcej treści niż bulimiczka z palcem w gardle albo anorektyczka z tabletkami przeczyszczającymi.
Tak, dziś znowu jestem zgorzkniała, zapadła w sobie, zbuntowana i pełna zaprzeczenia. Tak, mamy podejrzenie wznowy i jest żal, zawód, podcięcie nóg, skrzydeł i płaczące oczy.
Uczuciom tym towarzyszą również niepokojące obrazy, myśli, ostatnie pożegnanie, morfina, trumna, czarno, ciemno, żałoba za życia, tęsknota, bezsilność i niemoc.
Jeszcze się łudzę, że zaświeciły się brokatowe gwiazdki z bluzki, że to pomyłka, że nieprawda.
Boli serce, bolą kości, brzuch, plecy i oczy.
