Trudne myśli w onkoleczeniu. Wszyscy je mamy.

Pewna znajoma, której sytuacja zdrowotna dziecka była naprawdę patowa, rzekła „Gdyby był złoty strzał dla dziecka, to poszłabym na to. Żeby nie cierpiało”. Widziała jak dziecko cierpi, męczy się, gaśnie. Może już zgasło. I ja to widziałam. Z jednej strony współczułam jej z całego matczynego serca i się cieszyłam z drugiej. Cieszyłam się, że my jesteśmy w lepszej sytuacji. Poczułam wstyd w tym samym momencie, w którym to sobie uświadomiłam, ale zaraz potem zaczęłam analizować swoje motywacje, zastanawiając się tym samym, czy kiedy my mieliśmy beznadziejny czas, to czy inni tak samo się cieszyli, że nie oni są w naszej skórze?

Każdy przechodzi leczenie swojego dziecka na inny sposób. Jedni ze strachem, drudzy z nadzieją. Wspólnym mianownikiem jest lęk. Co, jeśli dziecko umrze? A co, jeśli mimo pierwszego sukcesu choroba wróci? Jak będzie wyglądało życie podczas leczenia, a jak po? Nic już nie będzie tak, jak dawniej. Nigdy.

 

Dodaj komentarz