„Mama nie może dziecku pokazać, że płacze”.
Te i inne teksty są na porządku dziennym. Od lekarzy, pielęgniarek, sanitariuszy, nauczycieli. Mogę wymieniać do jutra. Zmienia się jedynie osoba- z trzeciej na drugą: „Nie możesz się załamywać”, „Musisz być silna”, „Musisz przez to przejść”. Jak mam to przejść?
Najbardziej wkurwiającym tekstem jest jednak lapidarne połączenie dwóch słów: Będzie dobrze.
Nie, kurwa, nie będzie. Ani ja tego nie wiem, ani tym bardziej Ty.
Ciężko sklecić „instrukcję obsługi” onkorodzica, bo nigdy nie wiadomo na jakim etapie leczenia jest ich dziecko i czy ostatnie wieści były radosne czy pomyślne inaczej.
Wydaje mi się, że najlepszym sposobem na konwersację jest omijanie tematu leczenia przez lekką rozmowę o pogodzie, co u Ciebie, jaki mebel został wstawiony do salonu albo jaki kolor paznokci jest teraz na czasie. Ogólnikowo mówiąc – prowadzenie zwyczajnej, najnormalniejszej rozmowy na świecie.
Ja, jako onkomatka, czuję się wystarczająco wykluczona z „normalności”, chociażby tym, że cały swój dobytek (łącznie z mężem i drugim dzieckiem) zostawiłam w innym kraju. W kraju tym nie znają Mięsaka Ewinga. Nie znają też sposobu leczenia tego nowotworu. Oto jestem, Polsko.
Całe leczenie i zmiany jakie nastąpiły po diagnozie zmusiły mnie także to porzucenia planów, pracy. Siebie. Dotyczy to każdej onko-rodziny w mniejszym lub większym stopniu.
My, onko-rodzice, jesteśmy w jednym momencie wrzuceni do maszyny losującej Lotto i tak się telepiemy bez ładu i składu. Nigdy nie wiesz co wypadnie, gdzie Cię poniesie. Czasem uda się ucieszyć z dobrych nowin, czasem słyszysz, że „chemia nie zadziałała”.
Nie da się zrelaksować ani odetchnąć, kiedy opowiadasz każdemu rozmówcy o onkożyciu. Da się za to poczuć normalnie, kiedy pomalujesz paznokcie, ogolisz pachy, obejrzysz „Projekt Lady” albo nowy odcinek „Przyjaciółek”. Kiedy posłuchasz o planach wakacyjnych koleżanki albo o babcinych sposobach na upieczenie kaczki z jabłkami. Przyziemne sprawy dają komfort normalności.
Nikt nie chce odstawać. Nawet ja, onkomama, chcę się poczuć choć odrobinę oderwana od onkożycia.
